Magda Wasiczek
Fotografia florystyczna i makrofotografia
Profil Ambasadora
Imię i nazwisko: Magda Wasiczek
Dziedzina: fotografia florystyczna i makrofotografia
Kraj: Polska
Strona: https://www.magdawasiczek.pl/
Monitor: ColorEdge CG2730
Absolwentka filologii ukraińskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim, na co dzień mieszkająca w Trzebini w województwie małopolskim. Swoje zainteresowania artystyczne realizuje w obszarze fotografii przyrodniczej oraz makrofotografii, tworząc oryginalne obrazy świata przyrody. Wypracowała sobie w tej dziedzinie własny styl, który określa mianem „malarstwo bokehowe“. W krótkim czasie stała się wpływową postacią, która wyłania nowe trendy w makrofotografii. Swoje prace prezentowała na wielu wystawach indywidualnych i zbiorowych w kraju i za granicą, m.in. w Wielkiej Brytanii, Rosji, Niemczech, Australii, Iranie i Francji. Laureatka wielu prestiżowych nagród fotograficznych, w tym konkursów organizowanych pod egidą międzynarodowych instytucji takich jak FIAP czy PSA.
Jest pierwszą osobą w historii, która trzykrotnie zdobyła tytuł International Garden Photographer of the Year – w latach 2012, 2015 i 2022.
Opowiedz nam swoją historię… Co sprawiło, że zostałaś fotografem?
Mój sposób patrzenia na świat wziął się z fascynacji malarstwem. Od zawsze lubiłam rysować i malować, jednak miałam świadomość, że nie jestem w tym aż tak dobra, by pójść dalej, np. na uczelnię artystyczną. Pozostała jednak głęboka tęsknota i potrzeba wyrażenia swoich artystycznych pasji w inny sposób… Mogę powiedzieć, że jestem dzieckiem fotografii cyfrowej. „Pstrykać” zdjęcia lubiłam od zawsze, ale fotografować świadomie zaczęłam 12 lat temu. Na początku fotografia była jedynie moją odskocznią od rzeczywistości i sposobem na naładowanie akumulatorów. Z czasem, niepostrzeżenie stała się pracą.
Jesteś kobietą, artystą, matką i żoną – jak godzisz wszystkie te funkcje? Dzisiejsze czasy zmuszają kobiety do bycia wszechstronnymi i wielozadaniowymi. Jednak praca w sklepie czy za biurkiem różni się od pracy artysty, na którą wpływ ma więcej czynników, z których najważniejszym są z pewnością emocje. Czy masz jakiś ustalony reżim pracy?
Artystka i reżim pracy? To się u mnie wyklucza (śmiech). A tak na poważnie – chyba mam szczęście. Po pierwsze mój mąż od początku w pełni mnie wspierał i akceptował wszelkie niedogodności posiadania żony artystki. Moja córka wyrasta na silną, pełną pasji, niezależną kobietę – wierzę, że to m.in. dzięki temu, iż widziała, że można tak wiele ze sobą połączyć – rodzinę i pasję i to z sukcesem… Zaś moim dwóm synom też korona z głowy nie spada, kiedy muszą wykonać trochę babskich obowiązków, bo akurat mama wyjechała na zdjęcia bądź obrabia kolejną sesję – co dobrze wróży na przyszłość ich żonom (śmiech). Moja rodzina wie, że moją pracą rządzą pory roku i pogoda. Jeżeli chcę sfotografować daną roślinę w okresie jej kwitnienia lub jakieś zjawisko atmosferyczne (np. pierwszy szron), nie mogę czekać, bo roślina nie poczeka, owady też, szron również zniknie, jak tylko pojawi się pierwszy promień słońca, a na drugi dzień nie będzie już tak samo – bo kolorowe dzisiaj płatki kwiatów jutro zbrązowieją… Jeżeli się spóźnię, następna szansa dopiero za rok. A emocje… tak, ta praca to emocjonalny rollercoaster… jako artyści jesteśmy nadwrażliwcami, ale emocje to też nasze paliwo.
Dlaczego fotografia przyrodnicza?
Po pierwsze staram się unikać szufladek z napisem fotografia przyrodnicza czy fotografia makro. Moja radosna twórczość, nie licząc początków, wymykała się utartym definicjom. Sama długo miałam problem, żeby ubrać w słowa to, co robię – aż do momentu, gdy przeczytałam gdzieś fragment wywiadu, jakiego udzielił w 1934 roku na temat swojej twórczości młodopolski malarz Wojciech Weiss. Jego słowa w 100% oddają również i mój sposób myślenia, odczuwania i ukazywania świata:
„Nie jestem naturalistą, który notuje kronikę życia, nie jestem realistą, który opisuje dokładnie elementy przyrody, obraz mój jest wizualnym doznaniem moim, jest plastycznym zamknięciem kolorystycznych odczuć. Pragnę, aby moje obrazy były emocjonalnym wrażeniem, jakiego doznaję w obliczu natury i jej najprzedniejszych zjawisk. Tworzę harmonię barwną, symfonię kolorystyczną, która ma logikę istnienia sama w sobie…”
Jako matka trójki dzieci przez kilka lat nie mogłam sobie pozwolić na dłuższą nieobecność w domu. Dalekie plenery nie wchodziły w grę. Miałam za to swój własny ogródek, a zaraz za płotem rozpościerały się łąki. Warunki idealne, by zanurkować z obiektywem w świat flory i fauny. To, co dla mnie jest największą zaletą w dziedzinie, którą sobie ukochałam, to fakt, że temat roślin, ogrodów i życia w nich jest niewyczerpanym źródłem inspiracji i możliwości tworzenia. To dla mnie ważne, gdyż staram się nie stać w miejscu i ciągle szukam nowych narzędzi, pomysłów, nietypowych ujęć. Staram się wymyślać i realizować nowe projekty dotyczące wszystkiego, co związane jest z fotografią kwiatów i owadów. A moją prywatną misją jest zerwanie ze stereotypowym myśleniem, że fotografowanie kwiatów to jedynie choroba fotograficznego wieku dziecięcego. (śmiech)
Jak sądzisz, co sprawia, że Twoje prace są tak charakterystyczne?
Po pierwszym zachłyśnięciu się dużą skalą odwzorowania i szczegółowością i ostrością, mój sposób patrzenia i fotografowania zaczął ewoluować. Od klasycznych fotografii makro do bardziej malarskich, wręcz impresjonistycznych obrazów, gdzie ważniejsza staje się gra kolorów i świateł, niż encyklopedyczny, zgodny z rzeczywistością zapis otaczającego nas świata. W momencie, kiedy odkryłam obiektywy na M42, poczułam, że jestem na właściwej ścieżce. A pierwsze komentarze do moich zdjęć, w których określano je jako malarskie, malowane obiektywem tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że dobrze wybrałam. Stare obiektywy mają fantastyczną plastykę nieosiągalną przez współczesne obiektywy. Nie są może idealne pod względem optycznym, mają sporo wad, ale właśnie te wady sprawiają, że są niepowtarzalne, a dla mnie ta niepowtarzalność jest szczególnie istotna. W dzisiejszych czasach nie jest problemem zrobienie zdjęcia poprawnego technicznie. Wyzwaniem jest zrobienie zdjęcia innego niż wszystkie. Bokeh ze starych manualnych obiektywów tworzy na zdjęciu, w odpowiednich warunkach, wrażenie tekstury jaką malarz uzyskuje pociągnięciami odpowiednio dobranego pędzla czy szpachli oraz farby na płótnie. Ten rodzaj „pomiętego” tła oraz brak cyfrowej sterylności, perfekcyjnej ostrości, jaką charakteryzują się współczesne obiektywy – to wszystko mnie ujęło i zaważyło na moim stylu.
W Twoich pracach często królują intensywne kolory, korzystasz z narzędzi malarskich. Sporo czasu poświęcasz postprodukcji?
Kolor odgrywa ważną rolę w moich zdjęciach. Od zawsze był moim znakiem rozpoznawczym. Lubię, jak jest kolorowo, zmienia się tylko intensywność barw. Na początku mojej fotograficznej przygody były to bardzo mocno nasycone kolory, potem miałam okres pastelowy, powstałe wtedy zdjęcia były bardzo jasne, na białym lub bardzo „bladym” tle, potem znowu wróciłam do kolorów, ale teraz barwy nie były „fluorescencyjne”, lecz raczej ciemne, ciężkie. W tych kolorach odbija się też moja kobieca natura, moje emocje. Nigdy nie było moim priorytetem pokazywanie świata dokładnie takiego, jakim jest. Jest wielu innych fotografów, którzy zrobią to lepiej ode mnie. Chcę pokazać moją wizję świata, bajkowego raju. Mam nadzieję, że patrząc na moje zdjęcia, widz chociaż na chwilę obudzi w sobie dziecko, ponieważ świat widziany oczami dziecka jest zawsze ciekawszy, bardziej kolorowy i pełen niespodzianek…. Staram się jak najwięcej efektów osiągnąć już podczas wykonywania danego ujęcia, dlatego wbrew pozorom postprodukcja nie zabiera mi dużo czasu, jest to głównie mniejsza lub większa ingerencja w kolorystykę zdjęcia. Bawię się suwakami odpowiedzialnymi za kolory.
Wiem, że od jakiegoś czasu korzystasz z monitora EIZO, czy zmienił on w jakiś sposób podejście do pracy?
Jak już wcześniej było powiedziane – kolor jest dla mnie szczególnie istotny, a co za tym idzie chcę mieć 100% pewności, że to, co widzę na monitorze jest zgodne z prawdą i moimi oczekiwaniami. Tak się złożyło, że już moim pierwszym monitorem był 19-calowy EIZO S1932 z linii monitorów biurowych. Nie miał np. możliwości kalibracji, ale ja też jeszcze wtedy niewiele wiedziałam na ten temat. Co nie zmienia faktu, że już ten monitor świetnie odwzorowywał kolory! A skoro „zwykły” biurowy monitor tak dobrze się spisywał, nie miałam wątpliwości, którą firmę wybrać, kupując monitor z górnej półki. I nie zawiodłam się.