Ulla Lohmann
Fotografia podróżnicza
Profil Ambasadora
Imię i nazwisko: Ulla Lohmann
Dziedzina: fotografia podróżnicza
Kraj: Niemcy
Strona: http://www.ullalohmann.com/
Monitor: ColorEdge CG2730, ColorEdge CG319X
Ulla marzyła o opowiadaniu historii obrazami, odkąd w wieku ośmiu lat dostała swój pierwszy aparat fotograficzny. Jej zdjęcia były publikowane m.in. w National Geographic, GEO, BBC, Stern View, VSD, Science i The New York Times. Jest również autorką filmów dokumentalnych, które emitowano na wielu kanałach telewizyjnych. Specjalizuje się w fotografowaniu wulkanów i rdzennych plemion. „Kiedy po raz pierwszy na własne oczy zobaczyłam wulkan, owładnęła mną chęć, by zejść do środka i jak najbardziej zbliżyć się do buzującego jeziora lawy” – mówi Ulla. To pragnienie udało jej się zrealizować już niejednokrotnie. Ulla nawiązała także bliskie stosunki z rdzennymi plemionami zamieszkującymi Papuę Nową Gwineę i została zaproszona na ceremonię mumifikacji wodza Gemtasu. Gdy nie podróżuje po świecie, Ulla organizuje warsztaty i wykłady w swoich rodzinnych Niemczech.
Wulkaniczne przygody
Ulla Lohmann mieszka w bawarskim Schäftlarn, ale ponad jedną trzecią roku spędza poza domem. Zdjęcia z jej licznych wypraw i ekspedycji publikowane są w magazynach takich jak National Geographic i Geo.
Obecnie Ulla podróżuje po Europie z mężem Bastim i ich synkiem Manukiem. Razem podjęli się wspiąć na najwyższy szczyt w każdym z 47 europejskich krajów w ciągu 470 dni. Na trasie Ulla robi zdjęcia, filmy i ujęcia 360o każdej zdobytej góry.
Jednym z najważniejszych obszarów jej zainteresowań jest wulkanizm. Tematem fascynuje się od małego, odkąd jako ośmiolatka odwiedziła z rodzicami ruiny Pompei i po raz pierwszy zobaczyła niszczycielską siłę wulkanu. Wiele lat później Ulla została jedną z pierwszych osób na świecie, które stanęły na krawędzi wulkanicznego stożka Benbow na wyspie Ambrim. Po raz pierwszy postawiła stopę na skraju krateru w 1999 roku, podczas podróży na Wyspy Vanuatu na Oceanie Spokojnym. W głębi krateru płynęła rozgrzana lawa, a Ulla mogła tylko patrzeć na nią z góry. Zapragnęła wówczas zejść tak nisko, jak to możliwe – niżej niż ktokolwiek przedtem – by móc podziwiać z bliska ten niesamowity pokaz sił natury.
Dążenie do celu
Ulla z determinacją przystąpiła do realizacji swojego marzenia. W tym celu dołączyła do ekspedycji National Geographic – początkowo jako kucharka. Później zaczęła studiować zarządzanie środowiskiem i fotoreporterstwo w Australii, a także sprzedawać swoje zdjęcia reportażowe. Na jednej z ekspedycji poznała alpinistę Bastiego Hofmana, w którym się zakochała. Od tej chwili tworzą jedną ekipę i razem realizują swoje podróżnicze cele.
Pierwsza próba
W 2014 roku marzenie Ulli prawie się spełniło: razem z Bastim i francuskim wulkanologiem Thomasem Boyer zeszła kilkaset metrów w dół krateru Benbow, na drugi z jego trzech poziomów. Niestety nie dopisała jej pogoda, co doprowadziło do niekorzystnego splotu zdarzeń. Padający deszcz połączył się z wulkanicznymi gazami wydobywającymi się z krateru, tworząc żrący, niebezpieczny strumień, który zagroził podtrzymującej Ullę linie i karabinkom. Ekspedycja została natychmiast przerwana, a Ulla w ostatniej chwili wydostała się z krateru. „Tego typu niepowodzenia są bardzo frustrujące” – mówi Ulla. „Ciężko się pogodzić z tym, że jesteś już tak blisko, ale musisz się wycofać”.
Następna próba, która miała miejsce w 2015 roku, zaczęła się równie niefortunnie. Ekipa musiała spędzić ponad trzy tygodnie we własnoręcznie skonstruowanych chatkach u stóp wulkanu, czekając, aż skończy się potężna ulewa. „Czuję się jak zwierzę uwięzione w klatce; tą klatką jest deszcz” – napisała Ulla w swoim dzienniku. Na szczęście tuż zanim upłynęły 4 tygodnie przewidziane na wyprawę niebo się przejaśniło, a ekipa mogła zaryzykować zejście w dół krateru.
W głąb wulkanu
Ze skraju krateru zjechali 150 metrów na pierwszy poziom. Później opuścili się kolejne 110 metrów na poziom drugi. Rok wcześniej to właśnie na tym etapie musieli zawrócić – ale tym razem mieli więcej szczęścia. Udało im się zjechać ostatnie 150 metrów na trzeci, najniższy poziom. Po drodze zanurzyli się w chmurze toksycznych gazów; w niektórych miejscach widoczność spadała poniżej 10 metrów. Gdy dotarli na sam dół krateru, ich oczom ukazał się widok, którego nigdy wcześniej nie widział żaden człowiek: buzujące zaledwie 50 metrów pod nimi morze żarzącej się, rozgrzanej do czerwoności lawy, której strumienie mogą tryskać na wysokość nawet 70 metrów. Wulkanolog Boyer zmierzył temperaturę panującą na powierzchni. Okazało się, że wynosi 1276 stopni Celsjusza, a więc 200 stopni więcej, niż się spodziewali. Biorąc aparat w dłoń, Lohmann zrobiła zapierające dech w piersiach zdjęcia wulkanicznego widowiska. Ona i Boyer, ubrani w kombinezony chroniące przed wysoką temperaturą, pobrali próbki lawy.
Początek wyjątkowej przyjaźni
Dla Thomasa Boyer ekspedycja z 2015 roku była tylko początkiem jego prac na wyspie. Lohmann także wraca na Ambrim kilka razy w roku, utrzymując bliskie kontakty z mieszkańcami. „Trzy dziewczynki na wyspie noszą moje imię” – donosi z dumą 40-latka. Najstarsza z małych Ulli ma już 8 lat. Tubylcy nazywają dzieci na jej cześć, bo Ulla kieruje się wytrwałością i empatią, skupiając się nie tylko na tym, co fotografuje, ale przede wszystkim na ludziach zamieszkujących odwiedzane przez nią miejsca. Wiąże się to z nauką lokalnych języków – tylko w ten sposób mogła zdobyć zaufanie m.in. ludu Angu w Papui Nowej Gwinei.
„Wódź plemienia, Gemtasu, przyjął mnie jak własną córkę. Zanim się pobraliśmy mój mąż Basti oficjalnie poprosił go o moją rękę. Gemtasu nawet podarował mu świnię jako posag” – opowiada z uśmiechem Ulla. Gemtasu zmarł jakiś czas później, ale przed śmiercią przekonał Ullę, by złożyła mu nietypową obietnicę: jako pierwszy ze swojego pokolenia chciał podążyć śladami ojca i uhonorować starą tradycję mumifikacji. Poprosił Lohmann, żeby udokumentowała cały proces na zdjęciach. Gdy nadszedł czas, Ulla miała opory, ale ostatecznie zdecydowała się podjąć tego trudnego zadania. Jego efektem są intymne, niepowtarzalne fotografie dające wgląd w papuaskie tradycje plemienne.
Obróbka w domowym zaciszu
Gdy Lohmann wraca do Bawarii ze swoich ekspedycji, zawsze osobiście zajmuje się obróbką zdjęć pod kątem publikacji w Internecie, a więc w przestrzeni kolorów sRGB. „Dawniej gdy tworzyłam książki, często wysyłałam wydawnictwom obrazy w formacie RAW” – mówi Ulla. „Myślałam, że dzięki temu będą w stanie najlepiej je wykorzystać. Niestety notorycznie zdarzało się, że zdjęcia wydrukowane w książce nie wyglądały tak, jak chciałam”. Obecnie Lohmann używa dwóch monitorów EIZO ColorEdge: CG2730 i CG319X. „To niesamowite, jak wyglądają teraz kolory na moich zdjęciach. Nasycone odcienie czerwieni na fotografiach wulkanów nabrały zupełnie nowej intensywności”.
Aby uniknąć przykrych niespodzianek takich jak przekłamanie kolorów w druku, Ulla wysyła swoje zdjęcia do wydawnictw dopiero po samodzielnej obróbce. „Gdy używam profilu ICC i edytuję obrazy w trybie softproofingu, mam pewność, że wydrukowane zdjęcia będą wyglądały dokładnie tak, jak chcę. Innymi słowy, będą oddawać to, jak ja sama widziałam daną scenę”. Kalibratory wbudowane w modelach CG okazały się w tej kwestii bardzo pomocne; gwarantują, że kolory zapisane w pliku z obrazem zawsze wyświetlają się prawidłowo. Kalibracja odbywa się nawet wtedy, gdy Lohmann pracuje w terenie i monitory nie są podłączone do komputera. Po powrocie do domu Ulla może natychmiast rozpocząć obróbkę nowych zdjęć, nie tracąc czasu na ręczną regulację monitorów.