
Imię i nazwisko: Jakub Kaźmierczyk
Dziedzina: zdjęcia wnętrz, produktowe, biznesowe, kulinarne, portretowe i modowe
Strona WWW: https://kazmierczyk.live/
Monitor: ColorEdge CG319X, CS2730, CS2420
Kuba Kaźmierczyk od wielu lat zajmuje się fotografią komercyjną, współpracując m.in. z Lexus, Renault, Allegro, Acer, Henkel i wieloma innymi markami. Fotografuje wnętrza, produkty, biznes i kulinaria, jednak najbliższe są mu fotografia portretowa i modowa, które często łączy z projektami motoryzacyjnymi. Aktywnie działa edukacyjnie, tworząc kursy online na eduweb.pl oraz prowadząc warsztaty z fotografii i retuszu. Rozwija społeczność fotograficzną ahoy.so oraz kanały w social mediach, gdzie publikuje swoje prace i testy sprzętu. Jest uczestnikiem programu Canon Leaders, ambasadorem Manfrotto i Peak Design, współpracuje także z markami takimi jak Nvidia, Profoto, EIZO, Wacom, WD czy Synology.
Jakub Kaźmierczyk: perfekcjonista, profesjonalista, z którym współpraca to czysta przyjemność. Jesteś jednym z kilku fotografów, którzy współpracują z marką EIZO od baaardzo dawna. Nawet nie jestem w stanie sięgnąć pamięcią do naszego pierwszego spotkania. Jest mi bardzo miło, że będziemy mogli pokazać Twoją osobę w nieco innej odsłonie, odmiennej od tej, jaką prezentujesz w materiałach szkoleniowych na YouTube.
Na początek pytanie dość banalne, ale albo nie słyszałam, albo nie pamiętam tej historii: skąd się wzięła fotografia w Twoim życiu?
Fotografią interesowałem się już w liceum, kiedy mój tata przyniósł do domu pierwszą, analogową lustrzankę. To oczywiście była tylko dziecięca zajawka, bez żadnych planów na przyszłość. Pamiętam jednak, że bardzo interesowało mnie fotografowanie z długim czasem naświetlania, dlatego jadąc z rodzicami na wakacje do Francji, przed noclegiem w trasie ustawiałem się na wiadukcie nad autostradą i tam powstawały pierwsze, bardziej świadome zdjęcia. Tu jednak mówimy o początkach, które miały miejsce ponad 20 lat temu i absolutnie nie były traktowane poważnie. Dostęp do nauki fotografii, czy znalezienie osób o podobnych zainteresowaniach nie było łatwe – istniało kilka forów, czy galerii internetowych, ale porównując to do dzisiejszych mediów, można powiedzieć, że dostęp był żaden. Jeśli do tego dołączymy mieszkanie w małym mieście, gdzie jako jedyny złapałem fotograficznego bakcyla, nie wróżyło to żadnej przyszłości związanej właśnie z tym.

Później przyszła matura i studia. Poszedłem na zarządzanie na UE we Wrocławiu i na 2-3 lata odrzuciłem fotografię, bo swoją przyszłość wiązałem raczej z pracą w korporacji, takie na tamtem moment miałem marzenia. Jednak na trzecim roku studiów zaczęło mnie znów ciągnąć do fotografii, a podczas których z zajęć prowadzący wspomniał o dotacjach na założenie działalności. Doszedłem do wniosku, że spróbuję swoich sił – wypełniłem wniosek, dołączyłem kilka prac, które do tej pory pojawiły się w moim portfolio i po miesiącu już cieszyłem się nowym sprzętem. Nadal studiowałem, ale mały ZUS nie bolał tak bardzo, a ja mogłem rozwijać się w fotografii okolicznościowej, która, jak myślałem będzie rdzeniem mojej działalności. Tu jednak po 3 sezonach ślubów zdecydowałem, że to nie droga dla mnie, bo pracuje się weekendami, wtedy kiedy jest ciepło i to po prostu nie dla mnie.

Następnie pojawiła się współpraca z Fotoblogią, która z kolei przełożyła się na jakąś rozpoznawalność w sieci i po jakimś czasie zacząłem łączyć zlecenia stricte fotograficzne z warsztatami czy wystąpieniami na różnych imprezach fotograficznych itd. Tu oczywiście mógłbym dokładniej rozpisywać całą historię, ale zamiast krótkiego wywiadu, zrobiłby się z tego opasły ebook ;). Podsumowując – fotografia wzięła się właściwie znikąd, nie miałem żadnych tradycji fotograficznych w rodzinie, nikt w moim otoczeniu też się tym nie interesował. Ale bardzo się cieszę, że dzisiaj realizuję się właśnie w tej drodze, a marzenia o pracy w korporacji szybko minęły.
Jesteś w stanie określić, czy w Twojej karierze były punkty zwrotne, wydarzenia, które zmieniły diametralnie Twoje podejście do fotografii, wpłynęły na Twoją drogę lub upewniły Cię, że to co robisz, robisz dobrze? Mam z tyłu głowy problemy młodych twórców, dopiero rozpoczynających swoją przygodę fotograficzną, którzy muszą się mierzyć z krytyką otoczenia, niską samooceną, presją środowiska… Czy jesteś w stanie im pomóc, przytaczając pozytywne przykłady z własnego podwórka?

Tak, było kilka takich punktów zwrotnych i myślę, że jeszcze wiele takich punktów przede mną. Uważam, że miałem sporo szczęścia w tym, co robię ale z drugiej strony wszystko, co udało mi się zrealizować jest również zasługą ciężkiej pracy. Myślę, że takim pierwszym punktem było rozpoczęcie współpracy z Fotoblogią, gdzie mocno zapracowałem na swoje nazwisko przygotowując jedną z największych baz wideoporadników o edycji zdjęć. Wtedy właściwie nikt tego nie robił, a ja co tydzień wypuszczałem kolejny poradnik. To otworzyło mi też drzwi i dało znajomości z firmami z branży fotograficznej. Dziś Fotoblogia już nie funkcjonuje, ale z Krzyśkiem Baselem, ówczesnym redaktorem naczelnym nadal okazjonalnie współpracujemy przy projekcie poprostufotografuj, czyli blogu Fotoformy.

Równolegle rozwijałem się fotograficznie i tu dzięki zleceniu, które kiedyś zrealizowałem dla Burger Kinga, poznałem jedną z agencji PR, z którą zrealizowałem mnóstwo projektów dla Grycana, Henkla, czy UPS’a i innych. Następnie dzięki Marcinowi Dobasowi, z którym realizowałem jedno zlecenie dla Amundsena, poznałem agencję produkcyjną, z którą następnie zrobiłem zlecenie dla Renault i przy nim poznałem kolejne agencje, z którymi robiłem kolejne zlecenia. Odpowiadając na pytania w tym wywiadzie jestem dzień po zleceniu dla Lexusa, które jest poniekąd pokłosiem zlecenia robionego z Marcinem bodajże w 2018 roku.

To, co usłyszałem od klientów na temat mojej pracy to fakt, że jestem skupiony, zaangażowany i realizuję to, co było założone. Kiedyś Michał, producent powiedział, że lubi ze mną pracować, bo kiedy wysyła mi brief, wie że będę na miejscu dokładnie o czasie, przyjadę z tym, co jest wymagane do realizacji zlecenia i po prostu robię robotę – bez niespodzianek. Kilka dni temu z kolei usłyszałem od dyrektora dużej firmy motoryzacyjnej, że świetnie się ze mną pracuje, bo jestem w stanie utrzymać pełne skupienie przez 10 godzin, nie rozpraszam się, a efekty są świetne. To zawsze daje dalszego kopa do działania.
Dobrym pomysłem w moim działaniu było też rozwijanie kilku gałęzi związanych z fotografią, które dają mi dużo spokoju, bo nie pamiętam kiedy miałbym jakieś przestoje w pracy. Prócz zleceń stricte fotograficznych jestem aktywny w mediach społecznościowych, równolegle na Instagranie, Youtube i Facebooku (na tiktoka jestem chyba za stary 🤣). W każdym z mediów mam ponad 15 tysięcy obserwujących, co nie jest może jakimś wybitnym wynikiem, ale jednak otwiera też drzwi do współpracy z firmami przy różnych materiałach. Na moim kanale każdy film ma jakiegoś partnera, ale te materiały zawsze realizuję na własnych zasadach i zamiast “gadającej głowy” staram się pokazać dane produkty w ciekawym wydaniu. Dzięki temu, że rozwijam również tę działkę, współpracuję z różnymi firmami, choćby z Wami, jestem również w programie Canon Leaders czy mam tytuł ambasadora w Manfrotto i Peak Design. To nie wzięło się znikąd, tylko z długiej, ciężkiej i konsekwentnej pracy.

Kolejnym krokiem było rozpoczęcie stałej współpracy z Grześkiem z Eduweb. Tam od kilku lat przygotowuję duże kursy fotograficzne i mniejsze materiały dla osób, które dysponują abonamentem. Mocno rozwijam też społeczność fotografów organizując różne spotkania, zarówno online, jak i na żywo. Co kilka miesięcy spotykamy się na wspólnym fotografowaniu, robimy spotkania integracyjne czy wyjazdy zagraniczne – w zeszłym roku byliśmy w Berlinie, a właśnie jestem w trakcie planowania kolejnego wyjazdu – tym razem celujemy w Drezno. Dzięki temu mam też poczucie faktu, że dzięki mnie, ktoś może rozwijać się fotograficznie. To naprawdę świetne uczucie, kiedy widzę, że ktoś stawia ze mną pierwsze kroki, a już po niedługim czasie jest w stanie robić naprawdę świetne zdjęcia!

A co do młodych twórców to bardzo im kibicuję, ale dziś początki wyglądają zupełnie inaczej niż kilkanaście lat temu. Lepiej czy gorzej? Ciężko powiedzieć – ja mierzyłem się z zupełnie innymi trudnościami. Dziś próg wejścia w fotografię jest znacznie niższy, świetne zdjęcia zrobimy nawet dobrym smartfonem, a bardzo dobry aparat kupimy już za 4-5 tysięcy złotych. Do tego mają ogrom możliwości wystawiania swoich prac do oceny, multum spotkań i warsztatów fotograficznych, dużych i mniejszych imprez, tutoriali na Youtube czy kursów, choćby mojego autorstwa na Eduweb. Z drugiej strony platformy społecznościowe skutecznie ucinają zasięgi i dzisiaj, żeby zbudować rozpoznawalność, trzeba naprawdę dużo czasu, siły i zaangażowania, które kiedyś nie było tak potrzebne. Młodych twórców jest też więcej, więc realizując pierwsze zlecenia fotograficzne mają większą konkurencję, a stawki początkujących fotografów są często bardzo niskie.
Niestety często spotykam się z nieco roszczeniowym podejściem, niewielkim zaangażowaniem i szybką frustracją. Nieraz podczas warsztatów słyszę, że fotografowie się żalą, że pracują już rok i nadal nie mają tyle zleceń, żeby pozwalały się utrzymać na normalnym poziomie. Z drugiej strony widzę w nich ogromne braki wiedzy, ale ogromne chęci realizacji wielu dużych zleceń. Z kolei jedyny marketing, który uprawiają to nagrywanie rolek na Instagram, które u każdego fotografa wyglądają tak samo, a ich wartość jest okrutnie niska. Coraz rzadziej mają swoje strony internetowe, a jedynym miejscem, gdzie próbują dotrzeć do klienta są media społecznościowe. Do tego widzę zbyt silną chęć robienia sobie marketingu na płatnych sesjach – na zleceniach nagrywają rolki, czasem dodają do tego jeszcze wywiady z fotografowaną osobą, w których pytają o wrażenia z sesji. Moim zdaniem przytłaczają tym klienta. To tak, jakbym wyszedł z Biedronki z zakupami, a kasjerka chciałaby zrobić ze mną wywiad odnośnie wrażeń z zakupów, a wcześniej chodziłaby za mną ze smartfonem i nagrywała jak to świetnie robi się te zakupy w Biedronce. A idąc do tej Biedronki chcę kupić to, czego potrzebuję i iść do domu – podobnie jest z sesjami. Zamawiamy usługę fotografa, płacimy mu, żeby zrobił zdjęcia, a nie żeby naszym kosztem robił swój marketing – takie jest moje zdanie.
Do tego problemem jest brak zaangażowania i portfolio. “Spece” od marketingu mówią, że to jest drugorzędne, ale absolutnie się z tym nie zgodzę. Fotograf mógłby mi nawijać makaron na uszy przez godzinę, ale jeśli nie zobaczę w jego portfolio zdjęć, które jakkolwiek udowodniłyby, że potrafi to zrobić, nie zatrudniłbym go. Często fotografowie myślą, że zakup sprzętu jest wszystkim, co powinni zrobić, a nie inwestują w swoje portfolio, które de facto łatwo zrobić. Chcesz mieć w portfolio fotografię wnętrz? Zabierz bliskich na kilka wyjazdów do ładnych apartamentów, ale zanim zdążysz rozłożyć rzeczy – zrób kilka zdjęć. Chcesz mieć dobre portrety w portfolio? Zamiast koleżanki z pracy, zapłać modelce, która zrobi robotę. Takich przykładów mógłbym tu mnożyć w nieskończoność.
Fotografom, którzy dopiero wchodzą na rynek na pewno doradzałbym wyjście zza ekranu, uczestnictwo w imprezach fotograficznych, poznawanie ludzi o podobnych pasjach, uczestnictwo np. w targach branżowych, w których możemy sprzedać usługi fotograficzne i wyjście do klienta, a nie czekanie kiedy same zlecenia zaczną nam spadać z nieba. Do tego budowa strony internetowej i działanie wielokierunkowe. No i cierpliwość – ten proces rozwijania biznesu nie jest krótki, ale im więcej zaangażowania włożymy, tym szybciej zacznie nam wychodzić!

Opowiedz mi proszę o Twoich inspiracjach. Czy był ktoś, kogo cenisz, kto Cię zainspirował i wpłynął na Twoje wybory? Czy jesteś w stanie określić w kilku zdaniach swój styl? Co jest dla Ciebie najważniejszym walorem obrazu?
Jest wielu fotografów, których cenię, ale chyba najbardziej lubię prace tych, których już z nami nie ma, czyli takich klasyków jak Peter Lindbergh i Helmut Newton. To moje absolutne TOP 2. Mam mnóstwo ich albumów, odwiedzam wystawy jeśli pojawia się taka okazja i naprawdę totalnie ich podziwiam. Przede wszystkim za fakt, że byli poniekąd prekursorami w swoich dziedzinach, pracowali na znacznie mniej doskonałym sprzęcie niż dziś każdy amator, a ich zdjęcia totalnie zatrzymują na dłużej, bo w nich liczył się pomysł i wrażliwość. Nie są idealne technicznie – często nieostre czy pełne szumu, ale w to w niczym nie przeszkadza. Ja sam zawsze starałem się być zbyt mocno poprawny a wiele kadrów wychodzi mi zbyt idealnie, często brakuje w nich polotu. To właśnie ci fotografowie otworzyli mi oczy na to, że niedoskonałość może być świetna i właśnie coraz częściej staram się to wprowadzać do moich prac.

A mój styl? Nie mogę powiedzieć, że mam jakiś jeden, określony. Mam swoje pewne przyzwyczajenia, konkretne kroki w edycji, które powodują, że moje zdjęcia są w jakiś sposób rozpoznawalne – to często słyszę od ich odbiorców. Całość jednak mocno ewoluuje i absolutnie nie czuję, że jestem już w miejscu, z którego nie chciałbym się ruszać – zdecydowanie chcę iść do przodu!
Co motywuje Cię do podejmowania nowych wyzwań oraz jak radzisz sobie z kreatywnością lub jej brakiem w codziennej pracy?
Bardzo nie lubię nudy w fotografii i cały czas szukam nowych wyzwań. Co jakiś czas mam coś takiego, że dopracowuję jedną z technik do tego poziomu, że mógłbym ją zrobić z zamkniętymi oczami, ale kiedy mam robić kolejne zdjęcia właśnie w tym stylu, nie czuję żadnego wyzwania. Kiedy dochodzę do tego momentu, zawsze staram się rzucić sobie kłody pod nogi i zmierzyć się z czymś nowym. Dlatego często umawiam się z zaprzyjaźnionymi modelkami w studio i testuję kolejne setupy oświetleniowe – to kolejne wyzwanie, bo część z nich wychodzi tak, jak sobie to wyobrażam, a część zupełnie nie – to naprawdę dobra lekcja.

Do tego kombinuję z kolejnymi technikami – sięgam po fotografię analogową, czasem latam dronem, a jakiś czas temu pożyczyłem od Przemka Jakubczyka obudowę podwodną do aparatu i mierzyłem się z fotografią podwodną. To wszystko daje ten dreszczyk nowości i wyzwania, żeby zrobić to jak najlepiej.

Do tego od kilku lat latamy do portugalskiego Nazazre, żeby fotografować surferów na najwyższych falach na świecie. To coś, z czym nigdy wcześniej nie miałem do czynienia, więc zmierzenie się z tym tematem jest również świetnym doświadczeniem.

Wszystkie z tych elementów pobudzają kreatywność i sprawiają, że za każdym razem trzeba posiąść jakieś nowe umiejętności, więc naprawdę nie ma miejsca na nudę! Do tego nie mogę się określić jako fotografa od jednego typu zdjęć. W moich mediach społecznościowych widać głównie fotografię portretową, ale w zleceniach spotykam się z naprawdę różnymi tematami. W ostatnich dniach fotografowałem piękne samochody z modelką w studio, ale robię też zdjęcia wnętrz, lookbooki czy fotografię produktową – to pozwala na odetchnięcie od poszczególnych typów fotografii i oddala wizję wypalenia, bo każde zlecenie jest inne.
Czy jesteś szczególnie dumny z jakiegoś projektu?
Każdy projekt daje większą czy mniejszą satysfakcję, ale nie mogę powiedzieć, żeby któryś z nich był szczególny. Myślę, że taki, z którego będę szczególnie dumny jest jeszcze przede mną 🙂.
Jak wygląda Twój proces przygotowania do sesji zdjęciowej – od pomysłu do gotowego zdjęcia? Czy u Ciebie wszystko jest drobiazgowo zaplanowane, czy raczej kierujesz się intuicją i bazujesz na tym, co akurat Twoje oko uchwyci na sesji?
Tak naprawdę każda sesja jest inna. Niektóre zlecenia wykonuję w 100% z wytycznymi klienta i mojego pierwiastka jest tam naprawdę mało. Inne z kolei to zbiór wspólnych pomysłów, gdzie każdy ma jakiś swój wkład – to chyba lubię najbardziej, bo taki projekt jest wypadkową tego, co siedziało w głowie kilku kreatywnych osób. W komercyjnych projektach niestety rzadko kiedy dostaje się totalnie wolną rękę, bo jednak obok artystycznego aspektu, te zdjęcia mają sprzedać jakiś produkt – samochód, kosmetyk, czy cokolwiek innego.
Przy moich sesjach, które robię totalnie dla funu, czy w takich, które nagrywam na Youtube, w których rzeczywiście lokuję jakiś produkt, mam już zdecydowanie większe pole manewru. Tu jednak nie zostawiam efektu przypadkowi, staram się wszystko skrupulatnie zaplanować. Jak wygląda ten proces? Może opiszę to na przykładzie sesji, którą zrobiłem ostatnio z Olą dla Profoto i Fotofomy.
Dostałem informację, że Profoto właśnie wypuszcza nowe lampy i chcą je przez moją fotografię pokazać je światu. Zacząłem od wymyślenia koncepcji. Tuż za moimi plecami w biurze mam mnóstwo albumów, które bardzo często oglądam i zapisuję najciekawsze zdjęcia jako inspiracje. Do tego zapamiętałem sesję Stevena Maisela, którą robił w 2021 roku dla Zary.


Było to połączenie ostrego światła, kolorowych stylizacji i skał. To już był punkt zaczepienia, który chciałem pociągnąć dalej, choć wiedziałem, że raczej nie będę powtarzał zbyt mocno nasyconych kolorów, ale pomysł skał i ostrego światła był pierwszym elementem. Następnie zacząłem szukać miejsca – po długim wertowaniu Internetu trafiłem na kamieniołomy w okolicy Wrocławia. Następnie tydzień przed sesją tam pojechałem, żeby wybrać konkretne miejsca i sprawdzić wędrówkę słońca po niebie, się nie okazało, że wybrane miejsca w dzień sesji będą w cieniu, lub że słońce będzie świeciło prosto w twarz, co ni jak nie połączy się z błyskiem. Tu zawsze wykorzystuję aplikację Sun Surveyor.
Następnie buduję prosty mooboard i dobieram osoby do współpracy. Akurat do tego zaprosiłem Olę Kiecko, z którą bardzo lubię pracować, a Daniela Nowaka poprosiłem o przygotowanie makijażu według wytycznych w mooboardzie. Następnie usiadłem do zaplanowania stylizacji – zamówiłem je ze sklepów, ale przed sesją poprosiłem moją żonę Amelię o przymiarki czy wszystko do siebie pasuje.


Kolejny krok to już egzekucja projektu – Ola została pomalowana jeszcze we Wrocławiu, a na miejscu po prostu działaliśmy według planu. To bardzo ogranicza stres i czas, który poświęcamy na zdjęcia, bo nie trzeba wymyślać zbyt dużo na miejscu. To naprawdę pomaga i polecam to każdemu!
Kolejny krok to już egzekucja projektu – Ola została pomalowana jeszcze we Wrocławiu, a na miejscu po prostu działaliśmy według planu. To bardzo ogranicza stres i czas, który poświęcamy na zdjęcia, bo nie trzeba wymyślać zbyt dużo na miejscu. To naprawdę pomaga i polecam to każdemu!
Dlatego większość kadrów była wypadkową dobrania odpowiedniego padania światła i gry z nim. Natomiast nie robię sesji, w których umawiam się z modelką, że “coś zrobimy”, i żeby zabrała ze sobą walizkę ubrań, a myśleć będziemy na miejscu. Zawsze coś z tego wyjdzie, ale nigdy nie byłem w pełni zadowolony z takich sesji, więc w moim przekonaniu nie bardzo jest sens coś takiego robić. Plan musi być!

Jesteś przede wszystkim fotografem, ale realizujesz się jako szkoleniowiec i twórca treści poradnikowych. Skąd się wziął w Twojej karierze wątek edukacyjny?
Lata temu trafiłem na blog Łukasza Piecha, który opisywał krok po kroku swoje sesje i było to niesamowicie pomocne. Bardzo dużo z tego wyniosłem i robiąc swoje sesje też postanowiłem je opisywać na moim blogu, żeby pomagać takim jak ja. Spotkało się to z dużym odzewem i rzeczywiście robiłem tego coraz więcej. Z tym doświadczeniem wystartowałem w konkursie Fotoblogii, który był robiony z producentem drukarek. Wygrałem ten konkurs a koniec końców zaowocowało to propozycją współpracy, która trwała kilka lat. Krzysiek Basel jako redaktor prowadzący miał zapotrzebowanie na materiały przekazujące wiedzę, dlatego dogadaliśmy się na przygotowywanie poradników o edycji. Robiliśmy swego czasu bardzo dużo materiałów edukacyjnych, które były najbardziej cenione. To dawało mi naprawdę dużą satysfakcję i przerodziło się w dalszy rozwój tej ścieżki. Później pojawiły się wystąpienia na dużych imprezach fotograficznych, warsztaty, współprace z firmami czy nagrywanie kursów z Eduwebem.

Tu chyba zadziałał entuzjazm odbiorców takich treści, który motywował mnie do dalszego działania. Nie da się ukryć, że to też świetna dywersyfikacja dochodów, bo jeśli np. planuję większy wydatek czy wyjazd, a widzę że mam wolną sobotę i niedzielę, planuję proste warsztaty studyjne i w kilka godzin mam sprzedane miejsca. Mamy tu sytuację win-win. Nie dość, że kocham fotografować to nadal z dużą satysfakcją uczę fotografii, a do tego to bardzo miłe, że ktoś chce za to zapłacić.
Przeglądając Twoje kanały social media, widzę że angażujesz się w dziesiątki projektów komercyjnych, a w międzyczasie robisz jeszcze swoje sesje, testy, publikacje… Jak to wszystko godzisz, zwłaszcza, że od jakiegoś rok w Twoim życiu pojawił ktoś specjalny…
Tak, rzeczywiście robię tego dużo – tu sesja, kampania, warsztaty, fotospacer na drugim końcu Polski, nagrania itd. Mój kalendarz jest dość mocno wypełniony. Często jednak patrzą na to osoby, które 8 godzin pracują na etacie i dopiero wtedy mają czas na sesje. Ja większość z tych rzeczy realizuję w godzinach pracy, tj. od 8 do 15, choć wiadomo że niektóre projekty trzeba realizować poza Wrocławiem czy wieczorami. Tu jednak postarałem się bardzo mocno usystematyzować moją pracę i czas spędzony np. w Warszawie na sesji, odbieram sobie w innym dniu tygodnia. Weekendy w 80% też zostawiam wolne i pracuję w te dni tylko wtedy, kiedy nie ma innej opcji. W końcu duża firma motoryzacyjna, z którą pracowałem kilka dni przed tym wywiadem nie poczekałaby z całą machiną jeśli powiedziałbym im, że w niedzielę nie ma szans, żebym zrobił im zdjęcia.

Oczyściłem też moją przestrzeń z elementów, które sprawiałyby, że moja praca ciągnęłaby się w nieskończoność. Nie mamy w domu komputerów, a jedyny aparat to ten, który służy do robienia zdjęć córce. Teraz na 8:00 zaprowadzam Lukrecję do żłobka, następnie pracuję do 15:00 i razem z żoną odbieramy ją, żeby wspólnie spędzić resztę dnia. Weekendy spędzamy w trójkę i naprawdę to bardzo cenię. Oczywiście, tak jak wspomniałem – są dni, w których trzeba coś zrobić poza tymi godzinami, ale jest ich maksymalnie kilka w miesiącu.

Na początku 2025 roku wiele osób podczas moich comiesięcznych Live Q&A pytało o fotograficzne plany na nowy rok. Sporo nad tym myślałem i powiedziałem sobie, że właśnie w tym roku nie stawiam sobie żadnych ambitnych celów fotograficznych, nie muszę walczyć o nowe projekty, nie muszę więcej zarobić. Po prostu angażuję się w te zlecenia, które do mnie spływają, nowi klienci również się pojawiają, ale sam o nich nie zabiegam. Nie daję nierealnych terminów realizacji, nie zarywam nocy, mam dzięki temu więcej spokoju i czasu dla córki i dzięki temu czuję się naprawdę szczęśliwy.
Jakie znaczenie ma dla Ciebie jakość obrazu podczas obróbki zdjęć? Czy monitor EIZO jest dla Ciebie kluczowym elementem stanowiska pracy?
Jakość obrazu w fotografii to jeden z najważniejszych elementów w pracy fotografa. Nie mogę sobie pozwolić na sytuację, w której klient powie mi, że zdjęcie jest nieostre, ma za mało pikseli do druku w dużym formacie czy, że kolory mu się nie zgadzają. Dla przykładu, jestem teraz na etapie edycji zdjęć samochodów, gdzie z jednego koloru muszę zrobić trzy inne. Nie mam miejsca na pomyłki i nie mogę robić tego po omacku. Przy edycji zdjęć spędzam naprawdę dużo czasu, a edycja kolorów jest jednym z najbardziej wymagających elementów całego procesu, zarówno wtedy kiedy mam idealnie odwzorować kolor lakieru, jak i wtedy kiedy kolory są elementem pracy kreatywnej, a niekoniecznie oddaniem rzeczywistości.

Tu monitory EIZO nie mają sobie równych! Seria Color Edge to przede wszystkim szeroki gamut, idealna równomierność, możliwość kalibracji sprzętowej i świetne oddanie kolorów. Ja pracuję głównie na modelu CG319X, który wszystkie z tych elementów łączy z naprawdę dużym rozmiarem 31 cali i wbudowanym kalibratorem. To totalnie najwyższa półka, ale tańsze modele takie jak CS2740 czy CS2400R również wspaniale sprawdzą się u nieco mniej wymagających twórców. Pracując na EIZO Color Edge mam po prostu 100% pewności, że to, co zrobiłem jest tym, co rzeczywiście chciałem zrobić, a jedyne przekłamania które się mogą pojawić wynikają z niedoskonałości sprzętu klientów.
Do tego bardzo cenię sobie produktywność i wygodę, dlatego na moim biurku mam aż 3 monitory Eizo. Moja praca to nie tylko edycja zdjęć, ale też montaż filmów, maile, faktury, oferty, artykuły. Obok CG319X mam CS2730 po prawej i CS2420 w pionie po lewej. Monitor w pionie bardzo ułatwia edycję zdjęć portretowych, dlatego na nim zawsze mam dodatkowe okno Capture One. Z kolei na dodatkowym CS2730, kiedy edytuję zdjęcia w Photoshopie, przerzucam Capture One, z którego wybieram zdjęcia do dalszej edycji. Konfiguracji może być naprawdę dużo.

Z kolei w pracy “biurowej” na głównym monitorze mam włączoną główną aplikację (odpisując na pytania wywiadu jest to Notion). Na prawym monitorze w dwóch oknach mam włączonego maila i kalendarz. Z kolei pionowy CS2420 służy mi do bieżącej komunikacji, dlatego mam włączonego Messengera, Slacka i Chat GPT. Takie ustawienie okien bardzo pomaga w efektywnej pracy bo łatwo przemieszczam się między oknami, nie muszę co chwilę ich minimalizować, tylko mam na wierzchu wszystko, czego potrzebuję. Praca na wielu monitorach jest niesamowicie wygodna i szybsza. Do tego pracuję na wąskim biurku, dlatego zdecydowałem się na zrezygnowanie z klasycznej stopy pod monitorami, a zastąpiłem ją dużym uchwytem Ergotron, dzięki czemu mam dużo więcej miejsca na biurku. Naprawdę lubię moje miejsce pracy!
Kiedy moja żona zaczęła nową pracę zdalną polegającą na pisaniu artykułów, dostała 14-calowego laptopa służbowego, ale od razu w pierwszych dniach kupiłem jej Eizo serii Flexscan, żeby nie męczyła oczu, kręgosłupa i nie traciła czasu. Ostatnio powiedziała mi, że nie wie jak w ogóle mogła pracować na laptopie i teraz zastanawia się nad trzecim ekranem.
To chyba tyle, Eizo rządzi! Dziękuję za wywiad!
To ja dziękuję, że poświęciłeś nam swój czas! Szczególnie dziękuję za wskazówki dla młodych twórców.
Życzę Tobie i Twoim Paniom konsekwencji w zachowaniu balansu między życiem 🙂
Rozmawiała Karolina Trojanowska