
Imię i nazwisko: Emil Biliński
Dziedzina: Fotografia portretowa, beauty, wideo
Strona WWW: https://www.emilbilinski.com/
Monitor: ColorEdge CG2700X, CG21, FlexScan FLT
Emil Biliński to ceniony polski fotograf, specjalizujący się w fotografii beauty, modowej, portretowej i reklamowej. Znany z wyjątkowego wyczucia światła, graficznej estetyki i pełnych ekspresji kadrów, współpracował z wieloma prestiżowymi markami, magazynami oraz agencjami kreatywnymi w Polsce i za granicą. Jego styl łączy precyzyjny warsztat z emocjonalną głębią, a tematyka prac często oscyluje wokół siły, naturalnego piękna i osobowości fotografowanych osób. Emil regularnie prowadzi warsztaty, dzieli się wiedzą z twórcami na różnych poziomach zaawansowania i aktywnie wspiera rozwój młodych talentów.
Dzisiaj mam przyjemność porozmawiać z Emilem Bilińskim, znanym z pracy w dziedzinie fotografii beauty, mody i portretu. Z naszego subiektywnego punktu widzenia jego twórczość cenna jest za sprawą niezwykle kreatywnego operowania kolorem.
Witaj Emilu!
Urodziłeś się w Polsce, ale dorastałeś i kształciłeś w Wiedniu, gdzie, jak mówią internety ukończyłeś studia z fotografii, druku i grafiki w Graphische Bundes Lehr-und Versuchsanstalt. Co sprawiło, że wróciłeś do Polski?
Dopiero po studiach zaczęło się moje życie jako fotografa i zacząłem podróżować. Na początku po Europie, szczególnie Niemczech, a potem coraz bardziej rozszerzałem swoje podróże na Włochy, Francję, Hiszpanię, Anglię itp. Przez wiele lat nie mogliśmy wrócić do Polski, bo wyjechaliśmy w 1980 roku i mieliśmy zakaz powrotu. Ale gdy już była taka możliwość, zauważyłem, że Polska stała się bardzo kolorowa. Pojawiły się billboardy, reklamy na tramwajach, autobusach, przystankach — i pomyślałem: dlaczego by nie wrócić? Spakowałem się w ciągu dwóch tygodni, wziąłem wszystkie graty i przyjechałem.




To Twoje kolejne podejście do polskiego rynku. Powracasz do Warszawy jak bumerang. 😉 Czym różni się rynek austriacki od polskiego? Czy tu pracuje się łatwiej czy wręcz trudniej?
Jestem jak bumerang, bo dużo pracuję za granicą, a większość moich klientów komercyjnych pochodzi z zagranicy, nie tylko z Austrii. Poza tym mam rodzinę w Austrii i staram się ich w miarę często odwiedzać. Niestety, nie zawsze mi się to udaje, ale się staram. Pewnie teraz otrzymam trochę hejtu za tę odpowiedź, ale bardzo lubię pracować z Niemcami. Rynek zagraniczny jest bardziej przejrzysty i lepiej zorganizowany. W Polsce jest inaczej. Chcę jeszcze dodać, że w dzisiejszych czasach kraj nie ma już aż tak dużego wpływu, bo podejście do pracy bardzo się zmieniło w ostatnich latach – powiedzmy, że się “zhomogenizowało” na poziomie światowym.





Przez kilka lat byłeś asystentem Andreasa H. Bitesnicha. Ja widzę wpływ jego twórczości na Twoje fotografie, zwłaszcza te niekomercyjne. Był Twoim mentorem? Jaka jest najważniejsza nauka, którą wyciągnąłeś z tej współpracy?
Andreas nie był jedynym fotografem, z którym pracowałem. Pracowałem z wieloma znanymi fotografami i bardzo dużo mi to dało. To właśnie praca z nimi mnie ukształtowała i sprawiła, że jestem na tak wysokim poziomie. Jestem za to niewiarygodnie wdzięczny i cieszę się, że miałem okazję z nimi współpracować. Nauczyłem się wiele – nie tylko oświetlenia, ale także komunikacji z klientem lub klientami, agencjami reklamowymi. Dodatkowo otworzyło to dla mnie i mojej kariery kilka drzwi.
Uprawiasz bardzo niewdzięczną w dzisiejszych czasach dziedzinę fotografii. Coraz mniej magazynów zamawia sesje modowe, fotografię reklamową przejmuje AI. Jak w tej sytuacji odnajduje się fotograf Twojego pokroju z licznymi osiągnięciami na koncie?
Czasy są, jakie są, ale nie nazwałbym ich “niewdzięcznymi”. AI jest nawet w moim zawodzie przydatne — i, po długim wahaniu sam, zacząłem z niego korzystać. Wydaje mi się, że to dobre narzędzie, które teraz wspomaga pracę fotografa, ale jesteśmy jeszcze daleko od momentu, w którym AI mogłoby całkowicie zastąpić naszą pracę. To potrwa jeszcze dobrych kilka lat, więc na razie się tym nie przejmuję i nie zawracam sobie tym głowy.


Twoje fotografie charakteryzuje duża dawka kreacji. Jak wolisz pracować? Według gotowego briefu, z jasno nakreślonym kierunkiem czy gdy klient daje Ci wolną rękę, nakreślając z grubsza koncept.
W pracy komercyjnej nie ma zbyt dużej wolności, bo jest restrykcyjny brief i harmonogram. Ale zawsze podczas sesji zostaje jakaś przestrzeń, w której można się kreatywnie otworzyć i stworzyć coś ciekawego. Poza tym klient wybiera fotografa, który najlepiej stylowo pasuje do wymogów wizualnych i będzie w stanie jak najlepiej zrealizować jego wizję. Gdy robię własne projekty, tworzę sobie własny brief i staram się go trzymać. Coraz częściej jednak zauważam, że wolę się nie przygotowywać i zobaczyć, co pojawi się lub narodzi w trakcie. To dla mnie mentalny trening i kreatywne podejście, które bardzo lubię, bo uczę się dzięki temu:
A – myśleć szybko, konstruktywnie i kreatywnie,
B – być otwartym na nowe perspektywy i pomysły wizualne.
Dobry trening dla szarych komórek 🙂


Jak mi mówiłeś, spędzasz dużo czasu przed ekranem monitora. Jak wykorzystujesz ten czas? Czy postprodukcja jest dla Ciebie korektą niedociągnięć, a może programy graficzne dają Ci walory, nie do uzyskania na sesji fotograficznej i z ich pomocą kreujesz dodatkową wartość?
Dobre pytanie – mógłbym o tym mówić tygodniami, ale postaram się skrócić. Dzięki studiom z fotografii, grafiki i druku (choć wtedy nie byłem tego w pełni świadomy), te trzy kierunki bardzo mnie rozwinęły. Dlatego praca przy monitorze jest dla mnie dziś niezwykle ważna. Większość drukarni i klientów jest zaskoczona, bo mam dużą wiedzę o kolorach i moje przygotowane do druku pliki mają mniej niż 1% odchylenia kolorystycznego. Nie chcę brzmieć arogancko, ale to właśnie pokazuje, jak istotny jest dobry monitor, praca przed nim i wiedza o kolorach.


Trendy zmieniają się bardzo szybko i trzeba umieć się do nich dostosować. Powiem szczerze, że sam przestałem już dużo retuszować. Kiedyś zdarzało mi się spędzać 180 godzin na postprodukcji jednego zdjęcia, a teraz korzystam z niej głównie jako narzędzia pomocniczego – poprawiam tylko niedoskonałości, a całą uwagę skupiam na kolorach.


I ostatnie pytanie, które kieruję do wszystkich osób: Dlaczego właśnie EIZO?
Dziękuję za to pytanie. Kiedy zaczynałem swoją przygodę, już w szkole pracowałem na monitorze EIZO. Nie uwierzycie, ale nadal mam swój pierwszy monitor, który sam kiedyś kupiłem na potrzeby pracy – to model CG21. Wtedy kosztował więcej niż samochód i miał tylko tryb sRGB, ale czasami wciąż go używam. 🙂
Przez to, że kolory są dla mnie kluczowe, w grę wchodzi wyłącznie EIZO. Testowałem wiele monitorów, ale jeśli chodzi o jakość, to tylko EIZO. Wiem, że brzmi to jak reklama, marketing czy sprzedaż, ale natury nie da się oszukać — jakość jest znakomita, a to dla mnie najważniejsze.
Bardzo Ci dziękuję za poświęcony czas!
Rozmawiała: Karolina Trojanowska